Był rześki sobotni poranek. Gdy wybiła godzina 06:30 i budzik zaczął niemiłosiernie dzwonić, informując, że pora wstawać, mocno się biłam z chęcią pozostania w ciepłej pościeli a koniecznością rozpoczęcia dnia krótką przebieżką po parku.
Oj, bardzo mi się nie chciało wstać. Włączyłam drzemkę w budziku, mając cichą nadzieję, że te parę minut przerwy w alarmie będą trwać i trwać. Poduszka pod moją głową wydawała się taka mięciutka, łóżko nagle stało się magnesem, które mocno trzymało mnie przy sobie, a kołdra, którą się nakryłam po same uszy, dawała błogie poczucie bezpieczeństwa. Powoli, bardzo powoli powieki stawały się coraz cięższe, oddech wolniejszy, sekundy dzieliły mnie od uśnięcia…
DRRRRRYYYYŃŃŃŃŃ
Znowu zadzwonił budzik, a ja – najpierw wystraszona, a potem już tylko wkurzona – postanowiłam wstać i rozprawić się najpierw z budzikiem, a potem z sennością.
Krótka poranna toaleta, coś na ząb, buty na nogi i już byłam gotowa do wyjścia. Przed domem jeszcze chwila rozgrzewki i ruszyłam przed siebie. Powolnym krokiem, bez smartbanda, bez telefonu, tylko dla samego rozruszania się po – kolejnej już niestety – przerwie od biegania.
Mijałam ludzi (jedni wracali chwiejnym krokiem po „okrążeniu nad ranem”, a inni szli z yorkami pod pachą), uliczki, swerek, stadion, aż skręciłam w ulicę prowadzącą do parku. Lubię ten park, ponieważ raz, że jest blisko, a dwa przebiegłam tam wiele pięknych kilometrów, toteż często tam wracam.
Większość trasy prowadzi po ubitej ziemi otoczonej przez wysokie drzewa rzucające cień. Jasne, jaskrawe, poranne słońce przedzierało się przez nieliczne odstępy między liśćmi, ogrzewając moją twarz podczas biegu.
Biegłam równo i powoli, napawając się śpiewem ptaków, soczystą i bujną zielenią, upojnym zapachem bzu i ciepłymi promieniami. Pod koniec trasy wybiega się z cienia na jasną polanę, która tego dnia była aż nienaturlanie biała, wręcz odblaskowa. Zachwycił mnie ten kontrast między zacienioną a rozświetloną częścią trasy, którą sobie biegłam, do tego stopnia, że aż ten widoczek namalowałam.
Powyższy pejzaż namalowałam akrylami na bawełnianym podobraziu o wym. 40 x 50 cm. Uprzedzając pytania – nie jest do kupienia. 🙂
Skomentuj